Zrodlo

Patrycja Markowska

Płynie rzeka wąwozem 
jak dnem kolejny 
która sama siebie żłobiła. 
Rosną ściany wąwozu 
z obu stron coraz wyżej 
tam na górze są ponoć równiny. 
Im więcej tej wody, 
tym się głębiej potoczy 
Sama biorąc na siebie 
Cień zboczy. 

Piach z pod nurtu ucieka 
On po piachu się wije 
Własna wczerość 
ciągnie go siła. 
Ale jest ciągle rzeka 
Na dnie tej rozpadliny 
jest i będzie, będzie jak była. 
Bo źródło, bo źródło 
wciąż bije. 
A na ścianach wysokich 
pasy barw i wyżłobień 
tej rzeki historia tych brzegów. 
Cienie drzew powalonych 
Ślady płazów rozmytych 
Zgarnięty pod siebie 
Wbrew sobie. 
A hen w dole blask nikły 
Ciągle ziemie rozcina 
Ziemia nad nim sie zrastać zaczyna. 

Z obu stron żwir i glina 
By zatrzymać go w biegu 
Woda syczy i wchłania lecz żyje 
I zakręca on omija 
Wsiaka wspina się pieni 
Ale płynie, wciąż płynie 
wbrew brzegom. 
Bo źródło, bo źródło 
wciąż bije. 

I są miejsca gdzie w szlamie 
woda liła zastygła 
Pod kożuchem brudnej zieleni 
Tam ślad prędzej niż ten 
Kto zostawił go znika 
Niewidoczne bagienne są sidła 
Ale źródło wciąż bije 
Tłoczy puls między stoki 
Więc je snurt choć ukryty dla oka 

Nie ma trawy i widać 
czelość chłodna i ciemna 
niech się sypią lawiny kamieni 
Niech łączą się zbocza 
Bezlitosnych wąwozów 
Pocóż drążyć kształt 
przyszłych przestrzeni 
Jak nie rzeka podziemna 

Groty w skałach wypłucze 
Żyły złote odkryje 
Bo źródło, bo źródło 
wciąż bije.